MY

MY

niedziela, 21 lutego 2016

Moi Drodzy :)
W ostatnim poście skupiłam się na podziękowaniach :) Wspomniałam też o tym, że w jakiś sposób chciałabym się odwdzięczyć ale nie wiem jak to zrobić. Nie jestem w stanie każdemu z osobna podziękować za to co dla nas zrobiliście i robicie nadal. Dlatego też krótko po urodzeniu dziewczynek stwierdziłam, że najlepszą rzeczą jaką mogę zrobić to zostać dawca szpiku. Uratowanie komuś życia będzie dowodem mojej wdzięczności. Choć mam cichą nadzieję, że mój 'brat bliźniak, siostra bliźniaczka" są zdrowi jak ryba :)
Zarejestrowałam się w bazie, wypełniłam formularz na stronie Fundacji DKMS i w bardzo krótkim czasie otrzymałam dalsza instrukcję, m.in. pałeczki do pobrania wymazu. I wiecie co zrobiłam??? Odłożyłam na półkę i leżało to tak z pół roku. Co jakiś czas mąż mnie pytał czy wysłałam a ja wiecznie byłam zabiegana i nie miałam czasu. Za którymś razem kiedy Radek zapytał mnie czy wysłałam odpowiedziałam mu, że nie bo mam wątpliwości. Co będzie jak zadzwonią? z kim zostawię dzieci bo przecież na kilka będę musiała zorganizować im opiekę? Odpowiedział jednym zdaniem.... "to chodzi o czyjeś życie". Nic więcej nie musiał mówić. Mi zrobiło się strasznie wstyd, że w ogóle tak pomyślałam. Przecież Ci co nam pomagali, co pomagali naszym dzieciom ani przez moment pewnie nie zastanawiali się nad tym czy poniosą jakieś koszta, czy będą musieli poświęcić nam chwilę swojego cennego czasu. W jednej chwili wypełniłam co miałam wypełnić i wysłałam.
Dziękuję, że mam tak mądrego męża :)
Słuchajcie to naprawdę nic trudnego a satysfakcja gwarantowana :) Już samo otrzymanie karty dawcy szpiku to jak dla mnie powód do dumy.
Nie wiem czy kiedykolwiek moje komórki na coś się przydadzą ale może zachęcę Was do pójścia w moje ślady. Nie wiem jak Was ale mnie strasznie serce ściska jak widzę te wszystkie osoby chore na białaczkę. Nie wspomnę już o dzieciach, które nie wiedza co to szczęśliwe dzieciństwo bo całe swoje spędziły w szpitalu.
Nigdy nie wiadomo co nam pisane, nigdy nie wiadomo jakiej my będziemy potrzebowali pomocy a przecież dobro wraca ze zdwojona siłą :)
Polecam: http://www.dkms.pl/pl/zostan-dawca


A co u nas?
Niestety jak większość Was, nas też dopadły jakieś wredne wirusy i spędziłyśmy tydzień w domu. Nie powiem, nie było łatwo :) Zorganizowanie całej czwórce dnia w taki sposób, żeby nie było nudno a wieczorem padały jak muchy graniczyło z cudem :)  Ale dałyśmy radę :)



Pozdrawiamy i już dziś zapraszam na kolejny wpis ;)

czwartek, 28 stycznia 2016

Dziękuję....

Myślałam, że jak dziewczynki pójdą do przedszkola to będę miała troszkę więcej czasu dla siebie i dla Was...., niestety :( brakuje mi go albo po prostu nie potrafię się dobrze zorganizować.... muszę to przemyśleć :)
Dzisiejszy post będzie o podziękowaniu. W zasadzie to powinien być jednym z pierwszych moich postów
no ale....

Odkąd pojawiły się dziewczynki... nie, już troszkę wcześniej, od momentu kiedy dowiedziałam się, że noszę w sobie cztery istoty zaczęłam bardziej niż zwykle doceniać ludzką pomoc i ją przyjmować. Mało tego zaczęłam o nią prosić a czasem nawet błagać.
Pierwsza osobą, której będę dziękować do końca życia jest mój lekarz ginekolog, który świetnie poradził sobie z cała tą sytuacją - choć nie było to takie proste. Pamiętam jak razem z nami przeżywał każde USG, pokierował nas do najlepszych specjalistów i szukał najlepszego oddziału neonatologicznego. Pamiętam, jak zaproponował nam kilka miejscowości. Jednogłośnie z mężem powiedzieliśmy Poznań bo najbliżej - a on "nie, ja nie będę patrzył na to gdzie bliżej, będę was kierował tam, gdzie najlepiej zajmą się dziećmi zaraz po urodzeniu" - do dziś jestem Mu za to wdzięczna. Oczywiście pisze to z pełnym szacunkiem to innych szpitali i innych specjalistów, nie ujmując nikomu kompetencji ale w pełni zaufaliśmy naszemu lekarzowi.
Kolejne Dziękuję należą się dla całego personelu Ginekologiczno-Położniczego Szpitala Klinicznego UM w Poznaniu, w szczególności dla oddziału PG II, na którym spędziłam bite dwa miesiące. Natomiast największe DZIĘKUJĘ kieruję w stronę oddziału neonatologii wspomnianego szpitala. Tam uratowano dziewczynki. Między innymi tam błagałam o pomoc jak nigdy.
Już nie raz pisałam o tym jak bardzo jestem Im wdzięczna, nie chce się powtarzać ale uwierzcie, ta wdzięczność nigdy nie znajdzie swojego końca... będę dziękować do ostatnich swoich dni i myślę, że nie tylko ja ale te cztery moje panny również :)
No i się zaczęło...
jak tylko dziewczynki przyszły na świat, w Polskę poszło info o nas. Nigdy bym się nie spodziewała, że otrzymamy tyle pomocy. Przychodziły paczki z każdej strony kraju i nie tylko. Otrzymaliśmy masę listów ze słowami wsparcia od zupełnie obcych nam ludzi. To niewyobrażalne jak ogromna jest chęć pomocy innemu, zupełnie obcemu człowiekowi. Wsparło nas wiele firm, szczególnie w tym pierwszym roku, kiedy było nam dość ciężko ogarnąć całą tą sytuację materialnie, organizacyjnie i w ogóle pod każdym względem :)
Bardzo jesteśmy wdzięczni władzom naszego miasta Gorzowa Wlkp., którzy przyczynili się do pomocy w "powiększeniu naszego małego M" :) i dzięki Nim dziewczynki mają dziś swój własny, duży pokój i ogródek :)
Pamiętam jak moje dzieci jeszcze leżały na oddziale intensywnej terapii noworodka, często pytałam co my możemy zrobić, żeby im pomóc. Najgorsze co może być, to czuć taką bezsilność... widzisz własne dzieci walczące o życie a ty - matka, nie możesz nic zrobić, tylko gapisz się w te wszystkie kable, kabelki i cały ten sprzęt przez, który ledwo co widać maleństwa. Pamiętam to straszne uczucie po dziś dzień... Wówczas jedna z pielęgniarek rzuciła hasło: potrzebna krew, potrzeba dużo krwi. Pomyślałam, no tak, dziewczynki miały wielokrotnie przetaczaną krew, do tego dwie mają bardzo rzadką grupę krwi. Wykonałam jeden telefon i w ciągu kilku dni przekazano na szpital ok 120 litrów krwi. Zobaczcie ile osób, tak bez problemu, bez zbędnych słów po prostu oddało krew. Już wtedy powiedziałam sobie: muszę się odwdzięczyć, jeszcze nie wiem jak to zrobię ale muszę.
I tak mogłabym wymieniać i dziękować bez końca...
Mało tego, po dziś dzień otrzymujemy mnóstwo pomocy w różnej formie za co bardzo, bardzo jesteśmy wdzięczni. Dziękuję naszym rodzicom, rodzeństwu i ich rodzinom, przyjaciołom i znajomym. Wszystkim tym, którzy o nas pamiętają wysyłając nam kartki Świąteczne czy z pozdrowieniami z wakacji :) Wszystkim tym, którzy organizują dla nas różne akcje, zbiorki :) Tym, którzy oddają corocznie dla nas swój 1% podatku. Uwierzcie nie sposób Wszystkich wymienić, dlatego też kieruję te podziękowania do Wszystkich ogólnie, zapewne jakbym wymieniała z imienia i nazwiska lub z nazwy firmy, wiele osób i firm bym pominęła. Nie dla tego, że nie pamiętam ale też dlatego, że wiele osób nie znam :)
Dziękuję również tym, którzy przechodząc obok nas na ulicy uśmiechają się, powiedzą miłe słowo - dla mnie to też ważne i jestem za to wdzięczna :)
Dziękuje, dziękuję, dziękuję.... takie posty powinnam pisać co jakiś czas, żeby choć w małym stopniu wyrazić swoją wdzięczność....
fot. Monika Bechta
O tym co przyszło mi do głowy w ramach wdzięczności za okazałe dla nas dobro opiszę w następnym poście ;) 

ps. Przy okazji :) jeśli nie macie pomysłu co zrobić z 1% podatku to zachęcam do wsparcia dziewczynek: