MY

MY

środa, 23 września 2015

Dzień jak co dzień ;)
Wiele osób nas pyta: jak sobie radziliśmy od samego początku...? No więc, dziś troszkę o tym....

Przez pierwsze 1,5 roku dziewczynek mieszkaliśmy na małym mieszkaniu - 47m, na 3 piętrze bez windy. Radek pracował w systemie 12 godzinnym (jeden dzień w pracy, kolejny wolny). W dni kiedy Radka nie było przychodziły do pomocy babcie. Początkowo było tak:  wstajemy, przewijamy, przebieramy, karmimy, ogarniamy się i ..... przewijamy, karmimy ;) w wolnym czasie szybkie pranie, zrobienie szybkiego obiadu, który może uda się zjeść. Największej organizacji wymagały spacery. O wiele łatwiej było jak wychodziliśmy z Radkiem razem, bo każde z nas brało po dwie gondole z dziewczynkami i szło na dół do wcześniej wyprowadzonych wózków. Z mamą było troszkę trudniej bo wówczas ja miałam mega aerobik. Ubierałam dziewczynki, kładłam w gondole i po kolei znosiłam na dół, gdzie czekała mama :) i tak x4 :) Wyjście na spacer zajmowało z jakieś 30-40 minut (była zima, więc dziewczynki trzeba było troszkę ubierać), na spacerze byliśmy max godzinę bo trzeba było wracać, wnieść do góry, pochować wózki, uszykować mleko i nakarmić dziewczynki.


Spacer
                                         


Mama ma czas na kawę :) ale nie ma gdzie usiąść :D
                                         

Jeśli chodzi o karmienie to nie było źle. Zazwyczaj karmiliśmy po dwie. W nocy też łatwo nie było, my zmęczeni dziewczynki głodne. W takich momentach nie myśli się o zmęczeniu, choć nie raz przebudziliśmy się z butelką w oku któregoś malucha ;) Dopiero jak stwierdziłam po kilku miesiącach, że dam sobie rade sama i babcie przychodziły do pomocy przy wyjściu na spacer, musiałam opanować inny sposób karmienia. Wyglądało to mniej więcej tak:








Z kąpielą było trudniej. Odbywało się to taśmowo ;) Kąpałam pierwszą córeczkę, Radek robił mleko, reszta musiała zająć się sobą ;) bywało różnie, raz głośniej raz ciszej :). Jak kąpałam kolejną to Radek już karmił tą wykąpaną, pozostałe czekały na swoją kolej. Początkowo zajmowało to z jakieś 1,5 godziny ale po kilkunastu tygodniach mieściliśmy się w 40 minutach :D
Jak Radek był w pracy przy kąpieli pomagali mi teściowie. Również wszystko odbywało się taśmowo, z tą różnicą, że dziadek robił wszystko żeby tylko wnuczki nie płakały i wyglądało to tak: ja kąpałam, babcia karmiła, dziadek karmił a nogą bujał bujaczek, w którym leżała czwarta dziewczynka ;)
Nie było łatwo ale najważniejsza była organizacja. Wszystko mieliśmy poukładane co do godziny, ba wręcz minuty. Na ścianie w kuchni wisiała tablica ścieralna, na której notowałam wszystko: począwszy od każdej zapisanej kupki poprzez leki i witaminy, które podawałam dziewczynkom. Tak naprawdę to żeby nie wyjścia na spacer w ciągu dnia i wyjście Radka do pracy, nie widziałabym różnicy między dniem a nocą. No może w nocy nie włączałam pralki :).
Najgorzej wspominamy wyjazdy na wizyty kontrolne, których mieliśmy sporo w pierwszym roku życia dziewczynek. Na większość wizyt umówieni byliśmy w przychodni w Poznaniu, w mieście gdzie rodziły się dziewczynki czyli ok 150 km od naszego miejsca zamieszkania. Staraliśmy się aby podczas takiego wyjazdu odwiedzić jak najwięcej specjalistów. Co to oznaczało dla nas? Otóż, pobudka o 3 w nocy. Wyszykowanie się, uszykowanie, nakarmienie dziewczynek i 2 godziny drogi przed nami. Wszystkie potrzebne rzeczy, typu coś na przebranie, pieluchy, mleko, woda w termosie, woda przegotowana wystudzona, itp. spakowane w bagaż jakbyśmy wyjeżdżali gdzieś na urlop. Na szczęście większość wizyt mieliśmy umówione w jednym miejscu, więc nie musieliśmy się z tymi "tobołami" przemieszczać. W przychodni jak to w przychodni, wieczne kolejki, oczekiwanie, rozbieranie i ubieranie dziewczynek bo przechodziliśmy z gabinetu do gabinetu. Do tego jeszcze dochodził stres i zmęczenie. Na taką wyprawę zawsze zabieraliśmy kogoś do pomocy. Taki dzień kończył się zazwyczaj powrotem o godz. między 18 a 20. Było to dla nas strasznie męczące. Jedynie co dodawało nam sił to to, że wracaliśmy za każdym razem szczęśliwi, że dziewczynki zdrowe i robią spore postępy.


Tosia
                                                   

Maja
                                         
                                  Niestety tylko Tosia i Maja mają zdjęcia z jednej z takich wypraw.



Tak wyglądał nasz pierwszy rok życia. Kolejne lata w kolejnych postach. Zapraszam.











1 komentarz: