MY

MY

środa, 30 września 2015

Przez trzy ostatnie lata w naszym domu sporo się działo. Było sporo łez, zmęczenia ale pojawiały się też momenty, w których można było nieźle się uśmiać. Z naszymi dziećmi nie sposób się nudzić.
W tym poście chciałabym przedstawić Wam kilka śmiesznych sytuacji związanych z naszymi czworaczkami oraz kilka  pomysłów na zabawę naszych małych psotnic.


Zapraszam:

Wizyta u lekarza.

Z dwiema dziewczynkami byliśmy na wizycie kontrolnej u jednego z gorzowskich specjalistów. Dziewczynki wówczas były małe, leżały w nosidełkach. Wychodzimy z mężem z gabinetu, a przed drzwiami siedzą dwie starsze, sympatyczne panie. Jak nas zobaczyły zaczęły rozmowę:
- Patrz, bliźniaczki, śliczne, cudne..... itd :), Boże ile ta mama ma do roboty....
na to druga, sympatyczna pani odpowiada koleżance:
- bliźniaczki????? Co tam bliźniaczki, ta co urodziła niedawno czworaczki to dopiero ma roboty :D


Dom dziecka.

Ciężko powiedzieć czy sytuacja, którą opisze należy do śmiesznych czy raczej smutnych. Jedyne co mogę napisać, to to, że bardzo mnie zaskoczyła i nie spodziewałam się, ze coś takiego usłyszę. Pewnego wiosennego dnia wybrałyśmy się z moją mama na spacer z dziewczynkami. Mama z dwójeczką z przodu a ja z kolejna dwójką kilka kroków za nią. Dziewczynki ubrane były w identyczne kurteczki i grzecznie sobie maszerowałyśmy. W pewnym momencie do mamy podchodzi sympatyczna pani w podobnym do niej wieku i mówi z politowaniem:
- "ojej, tak piękne krasnalki a nie mają mamusi"... na co moja mam zrobiła wielkie oczy i mówi:
- no jak nie mają? mama krasnalków idzie tam - pokazując na mnie.
Pani wyraźnie się bardzo zmieszała i zaczęła przepraszać:
- To czworaczki????? Przepraszam, myślałam, że to dzieci z domu dziecka.

Hm, do dziś nie wiem jak powinnam zareagować na takie słowa.

W markecie przy kasie.

Pewnego dnia, poszłam z dziewczynkami na zakupy do pobliskiego marketu. Dziewczynki czekały grzecznie w spacerówkach za kasami z babcią a ja stałam w kolejce do kasy. W pewnym momencie sympatyczna pani mówi:
- o to te czworaczki z gazety???
na co ja jej odpowiedziałam z lekkim uśmiechem:
- nie, to te z mojego brzucha :)

Gdzie pani je zmieściła?

Bardzo często jak chodziliśmy z mężem na spacery jeszcze z małymi dziewczynkami zaczepiali nas przechodnie. Nie ukrywam, że z czasem stało się to lekko mówiąc drażniące bo zazwyczaj szliśmy, żeby sobie odpocząć, zrelaksować się, po prostu pobyć ze sobą. A tu co chwilę musieliśmy przystanąć, żeby odpowiadać na pytania ciekawskich przechodniów. Jednym z często pojawiających się pytań było: to pani dzieci, gdzie pani je zmieściła?
Na co mój mąż z lekkim uśmiechem odpowiadał:
- pod pachami! :)


Sudocrem.

Nie wiem co takiego ma w sobie ten krem ale moje dzieci wręcz go uwielbiały. Wielokrotnie cisza w pokoju oznaczała, że będę miała dużo sprzątania. Z czasem doszłam do wprawy i śmiało mogę powiedzieć, że najlepiej wycierać owy krem suchym ręcznikiem :) Najlepsze w tym wszystkim jest to, że za każdym razem starałam się stawiać krem w takim miejscu aby dziewczynki nie miały do niego dostępu - tak mi się bynajmniej wydawało :) Po kilku minutach cichej zabawy moich dzieci, zazwyczaj wchodziłam do pokoju ale było już za późno. Sudocrem był wszędzie: na ścianach, wykładzinie, ubraniu, włosach, drzwiach. Wyglądało to mniej więcej tak:



Jajecznica.

Pewnego zimowego dnia, dziewczynki bawiły się same a ja szybciutko chciałam powiesić pranie. Wydawałoby się, że fajnie się bawią, było cicho i przyjemnie. Powiesiłam pranie i poszłam sprawdzić co robią skrzaty. I co zobaczyłam?
Dziewczynki przywitały mnie w kuchni radosnym okrzykiem:
- mamuś zrobiłyśmy Ci jajecznicę - owszem, jajecznica wyszła całkiem fajna. Całą wytłaczankę jajek (dobrze, że tylko 10 a nie więcej) rozbiły o gorący kaloryfer w kuchni. Smaczna jajecznica spływała po kaloryferze...

Balsam.

Ku naszemu zaskoczeniu, dziewczynki dość szybciutko zaczęły załatwiać swoje potrzeby tam gdzie trzeba i w wieku 2, 5 lat zażegnaliśmy pieluchy i ich ukochany sudocrem. Niestety dziewczyny szybko znalazły zastępcza zabawkę i upodobały sobie mój balsam do ciała :)




Lepimy pierogi. 

Nigdy nie ukrywałam, że miałam takie chwile przez ostatnie trzy lata, że potrzebowałam, na kilkanaście minut zamknąć się i pobyć sama. Wówczas wprowadzałam dziewczynki do pokoju, dawałam im do zabawy wszystko co możliwe, wstawiałam nocniki w razie nagłej sytuacji i wychodziłam z pokoju. Zazwyczaj się to sprawdzało. Dziewczynki uwielbiały i nadal uwielbiają bawić się razem i wymyślać ciekawe zabawy. Tym razem też wymyśliły coś ciekawego...
Po kilkunastu minutach odpoczynku weszłam do pokoju sprawdzić co robią nasze kochane skarby.
" Mamuś robimy pierogi ......................."
Owszem, dziewczynki maja dwie plastikowe kuchenki, sporo garnków plastikowych i patelnie i uwielbiają się tym bawić. Tylko skąd te pierogi?????????
Otóż jedna z dziewczynek miała "grubszą" potrzebę, którą załatwiła na nocnik a pozostałe stwierdziły, że zawartość owego nocnika super sprawdzi się na pierogowe ciasto.......
Reszty możecie się domyśleć.

Tak, więc widzicie, że u nas nie sposób się nudzić :)




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz